Zawsze na miejscu ostatnim

W maju 1855 roku zwołano Synod dla siedmiu diecezji należących do prowincji Baltimore. Biskup Neu- mann brał żywy udział w obradach wysuwając szereg śmiałych sugestii, jak na przykład projekt założenia specjalnego seminarium w Rzymie dla kształcenia kapłanów przeznaczonych do pracy misyjnej w Ameryce. Zależało mu na zdrowej formacji kleru w centrum Kościoła katolickiego, przy samym boku papieża.

Najważniejszy wniosek dotyczył sprawy od dawna nurtującej jego serce, a mianowicie paląca potrzeba podziału diecezji filadelfijskiej.

Diecezja obejmowała 26 000 kilometrów kwadratowych i liczyła blisko 200 000 wiernych. Z tej liczby prawie 50 000 katolików zamieszkiwało niedostępne tereny północne. Na siedzibę biskupa w nowej diecezji proponował miasteczko Pottsville. Powstało jednak pytanie, czy jakikolwiek biskup przyzwyczajony do kulturalnego środowiska z pewnymi wygodami zechce zamieszkać w bardziej prymitywnych warunkach. Wtedy biskup Neumann oświadczył, że on sam chętnie zrezygnuje z Filadelfii i przeniesie się na prowincję. Wszystkim pospiesznie wyjaśniał, że nie jest to żaden heroizm z jego strony, a tylko wrodzone upodobanie. Zawsze tęsknił do prostoty misjonarskiego posługiwania i nie dbał o warunki wielkomiejskiego bytowania. W swoich marzeniach wracał ciągle do bagien i lagun Florydy oraz do lasów i prerii Delaware.

Biskup Neumann przejęty ideą św. Alfonsa, szukał dobra dusz najbardziej opuszczonych i dlatego dążenie do podziału diecezji wynikało z nadprzyrodzonych pobudek. Co więcej, pragnienie przebywania wśród ludzi prostych na prowincji uzasadniał pokornie swoją nieudolnością. W jednym z listów pisanym w tym okresie, tak się zwierzał: „Dotąd Bóg był łaskawy, że uzupełnia! moje braki i niedostatki, lecz nie można liczyć na to, że łaskawość nieba zawsze będzie tak duża”.

Aby zrozumieć Neumanna godzącego się chętnie na opuszczenie Filadelfii, trzeba jeszcze wiedzieć, że w tak dużym mieście biskup nie mógł zachować się zupełnie obojętnie i neutralnie wobec działalności różnych ugrupowań politycznych, a te ożywiały się w związku ze zbliżającą się kampanią przed wyborami prezydenta. Główne partie konserwatystów, republikanów i demokratów organizując odczyty i bankiety, zapraszały kurtuazyjnie również dostojników kościelnych. A biskup Neumann zawsze odcinał się od wszelkiej polityki, wyrażając przekonanie, że Kościół nie ma czego spodziewać się od mocarzy tego świata i również nie musi się obawiać ich potęgi. Słusznie też jeden z tygodników katolickich wystawił Neumannowi chlubną opinię we wspomnieniu pośmiertnym: „Biskup Neumann nigdy nie gonił za cieniem światowych wielkości, nie utrzymywał licznych znajomości i nie zadawał sobie trudu w zdobywaniu sympatii tego świata”.

Kiedy biskup Neumann przedstawił wszystkie racie przemawiające za podziałem diecezji, Synod Biskupów postanowił wysłać prośbę do Rzymu w tej sprawie.

Rzym nie spieszył się z odpowiedzią, gdyż roztropnej powolności w decyzjach nauczyło go wielowiekowe doświadczenie. Przez dwadzieścia miesięcy zbierano opinie i ciekawa rzecz, jak przy takiej okazji niektórzy mniej przychylni Neumannowi usiłowali przedstawić go w ujemnym świetle. Nie dziwiły krytyczne uwagi stawiane przez irlandzkiego biskupa O’Connora, bo ten od początku nie sprzyjał Neumannowi, ale trudno zrozumieć, gdy pod wpływem O’Connora okazał się bardzo chwiejny i zmienny w swych osądach przyjaciel Neumanna, biskup Kenrick. Padały więc takie zdania, że biskup Neumann jakkolwiek świątobliwy, to przecież jest zbyt miękki i pobłażający w swych rządach. Brak mu energii, a już szczególnie nie bardzo wykazuje rozgarnięcie i spryt w zagadnieniach finansowych.

Długo oczekiwana odpowiedź z Rzymu przyniosła takie rozstrzygnięcie, że diecezja wprawdzie nie będzie podzielona, ale ordynariuszowi Filadelfii zostanie przydzielony biskup sufragan.

Na sufragana do Filadelfii został mianowany ksiądz Jakub Fryderyk Wood, proboszcz parafii św. Patryka w Cincinnati. Biskup sufragan zdawał się mieć wszystkie dane, aby uzupełnić rzekome braki ordynariusza. Przede wszystkim pochodził z Filadelfii i jako rodak wypełniał dumą serca mieszkańców miasta. Doskonały mówca o imponującej postawie cieszył się jeszcze dodatkowym nimbem sławy jako konwertyta z protestantyzmu. Biskup Neumann prostodusznie i szczerze objawiał radość, że sufragan jako dawny kasjer bankowy kompetentnie zastąpi go w sprawach finansowych i tym samym ułatwi mu gorliwsze zajęcie się sprawami duchowymi w diecezji.

Konsekracja biskupa sufragana odbyła się 26 kwietnia 1857 roku w Cincinnati. Biskup Neumann był oczywiście współkonsekratorem razem z innymi dwoma biskupami. W drodze powrotnej z uroczystości, ku wielkiemu zadowoleniu miał okazję odwiedzenia klasztorów redemptorystów w Pittsburgu i w Cumberland, gdzie udzielił święceń dużej grupie kleryków.

Gdy tylko znalazł się w domu, natychmiast przekazał wszystkie agendy finansowe sufraganowi, oddając mu do dyspozycji najlepsze pomieszczenie w biskupiej rezydencji. Dla siebie zostawił najskromniejszy pokoik, gdzie stało żelazne łóżko z twardym siennikiem, na ścianie papierowe obrazy Matki Bożej, św. Alfonsa, św. Jana Nepomucena i obrazek św. Józefa przywieziony z Prachatycz. Nad sosnową deską służącą do pisania wisiał krzyż i mapa diecezji; obok deski stały tylko dwa krzesła. Kucharka i sprzątaczka, pani Małgorzata Bradley nie miała wiele do roboty w tym pokoju ordynariusza, gdyż biskup zwykle sam wszystko sprzątał.

Początkowo współpraca z sufraganem układała się pomyślnie i biskup Wood przyznawał lojalnie, że spotkał się z przyjaźnią i zaufaniem ze strony ordynariusza. Niestety, z biegiem czasu ujawnił się przykry charakter sufragana, który obrażał się z byle powodu i nie umiał opanować swoich nerwów. Co prawda, na drodze swojego życia zdobył on bogaty zapas zasad ascetycznych i w stosunku do innych umiał z nich korzystać na zawołanie, ale brakło ęnu obiektywizmu i odwagi, aby wykorzystać te zasady w pokonywaniu własnej zarozumiałości. W drastyczny sposób dał wyraz egoistycznym nastawieniom, kiedy jezuici zmuszeni trudnościami materialnymi w kolegium św. Józefa zwrócili się do niego o radę i pomoc. Zamiast pomocy spotkali się z dziwnymi machinacjami sufragana, które ni mniej ni więcej wykazały, że biskup Wood pragnie pozbyć się jezuitów z Filadelfii a ich obszerne kolegium zagarnąć dla siebie. Biskup Neumann doskonale oceniał wkład jezuitów, gdy chodzi o opiekę nad młodzieżą uniwersytecką i wpływ na inteligencję miejscową, dlatego z wielką delikatnością i taktem nie pozwolił na wyrządzenie im tak ohydnej krzywdy.

Uprzedzenia sufragana do ordynariusza miały swoje główne źródło w niezrównoważonym usposobieniu pierwszego, ale w jakimś stopniu przyczyniła się do tego sama bulla nominacyjna, zawierająca nieścisłości w pewnych sformułowaniach. Jeżeli biskup Neumann i inni biskupi rozumieli ją jako odpowiedź na prośbę Neumanna, w której nie mówił on o żadnej rezygnacji a tylko o przeniesieniu w przypadku podzielenia diecezji, to biskup Wood interpretował sobie bullę w tym sensie, że ordynariusz powinien mu stopniowo przekazać nie tylko sprawy finansowe, ale całość administracji diecezją. Stąd też z coraz większą niecierpliwością zaczął utyskiwać, że ordynariusz jest mu zawadą i nieużytecznym bagażem.

Ambitny sufragan dał największy upust swoim pretensjom i żalom podczas kolejnego Synodu Prowincjalnego w 1858 roku, zwołanego do Baltimore. Do tego czasu, w ciągu dwunastu miesięcy współpracy z Neumannem zebrał wiele dowodów życzliwości ze strony ordynariusza, bo przecież ten odstąpił mu pole działania we Filadelfii, podczas gdy sam wizytował odległe parafie na prowincji. Ale było mu tego za mało. Nie trzymając się programu i tematyki obrad, w dość ostrych słowach przedstawił swój punkt widzenia. Argumentował, że bez pełnej odpowiedzialności za rządy diecezją nie może w sposób skuteczny ustawiać zagadnień finansowych. Co więcej, oświadczył dość agresywnie, że bullę nominacyjną przyjął, mając na uwadze rychłą rezygnację ordynariusza.

Na sali zapanowała konsternacja i zażenowanie. Tylko Neumann bardzo spokojnie zadeklarował swoją gotowość udania się do innej diecezji na peryferie. Biskupi widzieli w tej propozycji Neumanna jakieś honorowe wyjście z impasu, ale swoją postawą zademonstrowali niezadowolenie z butnego występu sufragana, który zorientował się w nastrojach i pod pozorem pilnych zajęć, odjechał natychmiast z Baltimore.

Niemniej należało sytuację przedstawić odnośnej Kongregacji w Rzymie. Ponieważ biskup Neumann łagodny i pokorny podbił serca wszystkich uczestników Synodu, dlatego w opiniach wysyłanych tym razem do Rzymu przewijały się same pochwały dla wysokiej cnoty filadelfijskiego ordynariusza. Jego pełne zdanie się na wolę Bożą i lęk, aby nie sprawić przykrości papieżowi, wstrzymywały go od formalnej rezygnacji z biskupstwa, lecz osobiście pragnął tego bardzo, aby gdzieś na uboczu i w spokoju przygotować się lepiej na śmierć.

Rzym i tym razem nie spieszył się z odpowiedzią, a gdy takowa przyszła, biskup Wood znalazł w niej pouczenia i instrukcję, jak powinien współpracować z ordynariuszem w zgodzie i harmonii aż do następnego Synodu Plenarnego, który miał zająć się ewentualnym podziałem diecezji.

Tak więc wszystko zostało nadal po staremu.
Twierdzą niektórzy, że po przykrych zajściach podczas Synodu biskup Neumann stał się bardziej milczący i zamknięty w sobie. Być może. Ale faktem jest jeszcze większy wzrost jego gorliwości duszpasterskiej. Organizował i wysyłał do odległych miejscowości grupy misyjne, złożone przeważnie z redemptorystów i jezuitów. Sam również, jak kapitan okrętu udawał się na najtrudniejsze odcinki pracy, bez względu na porę roku i na wszelkie niewygody WT podróży. Bywało, że siadał na lichy wiejski wózek, na którym leżały jeszcze resztki nawozu. Tak właśnie podróżował raz ze swoim siostrzeńcem Bergerem, żartując: „Czy widziałeś kiedy w Czechach biskupów w takiej galowej paradzie?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz