Wędrowny nowicjat

W chwili wstępowania do nowicjatu Zgromadzenia redemptorystów', ksiądz Neumann nie uświadamiał sobie ogromnego kryzysu organizacyjnego jaki przeżywali redemptoryści wr Ameryce. Sprowadzeni przez biskupa Jana Rese do wielkiej diecezji Cincinnati, podzielonej potem na dwie diecezje, błąkali się przez sześć lat po wszystkich Stanach Centralnych, nie mogąc nigdzie założyć uczciwej placówki. Doszło do tego, że już dwukrotnie prosili O. Passerata, wikariusza generalnego we Wiedniu, sprawującego z ramienia Generała Zgromadzenia władzę nad redemptorystami w Europie północnej i w Ameryce, aby odwołał ich do kraju. O. Passe- rat, świątobliwy zakonnik, którego proces kanonizacyjny toczy się w Rzymie, nie pozwolił im wracać, lecz prosił o cierpliwość: „Zostańcie jeszcze jakiś czas, a zapowiadam wam, że sprawy ułożą się pomyślnie dla chwały Bożej i dobra Zgromadzenia”. Zostali więc, choć bardzo trudno przychodziło pogodzić ścisłość życia wspólnotowego w bezpośredniej zależności od władz zakonnych z sugestiami biskupów, którzy chcieli ich wykorzystać w pracy diecezjalnej całkowicie pod swoją jurysdykcją.

Dopiero biskup Filadelfii, Franciszek Kenrick, wiosną 1839 roku oddal redemptorystom kościół św. Patryka w Pittsburgu, gdzie można było liczyć na prawdziwą fundację klasztoru. Rok później otrzymali drugi kościół św. Jana w Baltimore i trzeci kościół św. Józefa w Rochester.

Ks. Neumann rozpoczął swój dziwny nowicjat 18 października 1840, właśnie w Pittsburgu. Miasto liczyło wtedy około 60 000 mieszkańców, przeważnie zatrudnionych w górnictwie i hutnictwie.

Niestety, ksiądz Neumann tęskniący za życiem we wspólnocie i szukający podpory u przełożonych, biorących na siebie główną odpowiedzialność za wszystko, musiał się niezmiernie rozczarować. Wpadł z przysłowiowego deszczu pod rynnę. Pierwszy bowiem jego magister O. Franciszek Tschenhens już po dwóch tygodniach został przeniesiony do Baltimore. Drugi magister, O. Piotr Czakert również Czech z pochodzenia, jeździł stale na misje i na naszego nowicjusza spadła cała praca duszpasterska przy kościele w Pittsburgu. Praktycznie, to on przejął odpowiedzialność za małą wspólnotę pozostających w domu braci zakonnych i aspirantów. Zamiast normalnych ćwiczeń duchowych i refleksji nowicjackich czy nadaje się do tego typu Zgromadzenia, jeździł do chorych, głosił kazania, a samych chrztów udzielił w tym czasie ponad 50.

Studiował pilnie Regułę w języku łacińskim, ale odczuwał brak dyrektorium nowicjackiego. Takie dyrektorium dla przyszłych nowicjuszów w Ameryce powstało dopiero z jego inicjatywy. Napisał je po złożeniu ślubów zakonnych.

Uroczystość obłóczyn, czyli przywdziania habitu zakonnego, dnia 30 listopada 1840 zaznaczyła się momentem konsternacji, gdyż zabrakło rytuału. Na szczęście O. Prost, który dotrzymał obietnicy swojemu przyjacielowi i przyjechał na obłóczyny, z pamięci odmówił odpowiednie modlitwy i psalmy, a cała uroczystość świetnie przez niego improwizowana, wywołała głębokie wzruszenie u nowicjusza, u jego brata Wacława i u wszystkich ludzi licznie zgromadzonych w kościele.

Przez kilka początkowych miesięcy, mimo rozlicznych prac zewnętrznych, ksiądz Jan zachował jakiś porządek dnia w klasztorze. Od czasu do czasu, choć na krótko przebywał z jednym lub z drugim Ojcem, przejmując od nich cenne tradycje Zgromadzenia. Potem przyszły na niego ciężkie próby i był bliski załamania się w powołaniu zakonnym.

Przełożeni, w tym wypadku sam O. Prost, dysponując nieliczną garstką misjonarzy sięgnął po rezerwy nowicjackie w osobie Neumanna. Biedny nowicjusz zostaje przerzucany z placówki na placówkę. W ciągu 15 miesięcy wydłużonego nowicjatu wędrownego, pracował w siedmiu miastach i przejechał 4 500 kilometrów kw., co w przypadku nowicjusza stanowi niebywały rekord.

Na domiar złego, Neumann nie znalazł właściwego zrozumienia u swojego magistra. Ten bowiem, chociaż dorywczo spotykał się z nowicjuszem, za każdym razem umiał go tylko upokarzać. Zamiast słów otuchy, najczęściej padało z jego ust raniące zdanie: „Jeżeli masz jakieś problemy, wracaj, skąd przyszedłeś! Zgromadzenie nie jest dla ciebie...”.

Najgroźniejszym gwoździem do. trumny na pogrzebanie jego dobrej woli wytrwania w Zgromadzeniu, okazały się gorszące konflikty wśród redemptorystów. W marcu 1841 roku przyjechała do Ameryki nowa grupa zakonników na czele z wiedeńskim rektorem, O. Aleksandrem Czwitkowiczem. Gorliwy ten kapłan, ale trochę ciasny i nie zaznajomiony dobrze z warunkami amerykańskich misji, objął przełożeństwo w miejsce O. Prosta. Z miejsca ustosunkował się krytycznie do metod swojego poprzednika. Przy gorącym temperamencie, jego uprzedzenia do O. Prosta rosły z każdym dniem i w końcu posunął się do drastycznego kroku, wydalając go ze Zgromadzenia zupełnie bezprawnie.

Ale O.Passerat we Wiedniu zorientował się rychło w sytuacji i anulując nierozważną decyzję O. Czwitkowicza, odwołał pokrzywdzonego O. Prosta do Rzymu. Zrehabilitowany O. Prost udał się później do Anglii, gdzie zasłużył się bardzo przy zakładaniu tam nowej prowincji.

Cały konflikt zatuszowano, niemniej zdążył się on odbić nieprzyjemnym echem w prasie amerykańskiej, a przede wszystkim spotęgował burzę wątpliwości w sercu Neumanna. Częste i nie przemyślane przenoszenie go, obudziło w nim podejrzenie, że może przełożeni nie są z niego zadowoleni. To znów wspomniane animozje i rozgrywki między Ojcami nasuwały mu krytyczne myśli, ze Zgromadzenie nie jest takie święte, jak sobie to wyobrażał.
W swoim zakłopotaniu wysłał list do O. Prosta, chcąc mu zadokumentować swoją wierną przyjaźń i równocześnie przedstawić stan swojego ducha. O. Prost w odpowiedzi pokazał wysoką klasę człowieka wewnętrznie urobionego. Uspokoił wzburzonego Neumanna i przy tej okazji odsłonił rąbek własnej, bardzo subtelnej duszy, kiedy pisał między innymi: „Zakonnicy bardziej cnotliwi, bywają przez przełożonych więcej doświadczani w cierpliwości... Nie ma takich Zgromadzeń, gdzie nie popełnianoby błędów... A Bóg celowo dopuszcza w nas pewne słabości, aby uczyć nas pokory...”.

O. Neumann, wypowiadając się później na temat ciężkich przeżyć w okresie nowicjackiej próby, stwierdził: „Nigdy nie miałem prawdziwego magistra ani stałego domu nowicjackiego. Bóg jednak przydzielił mi stosowną dozę doświadczeń, aby mnie uczynić godnym synem św. Alfonsa”.

Ostatnie dni nowicjatu spędził na ściślejszym przygotowaniu w Baltimore, gdzie wreszcie 16 stycznia 1842 roku położył rękę na Ewangelii i złożył profesję zakonną. O. Neumann przeszedł do historii jako pierwszy nowicjusz redemptorystów na ziemi amerykańskiej.

Gdy O. Jan kończył nowicjat, jego brat Wacław rozpoczął w postulacie swe przygotowania do podjęcia obowiązków zakonnego brata w Zgromadzeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz