Przeczucia rychłej śmierci

Wśród ludzi na wsi istnieje takie przekonanie, że dobry gospodarz umiera zwykle jesienią albo w zimie, gdy wszystkie prace w gospodarstwie zostały zakończone. Odnosi się wrażenie, że biskup Neumann odetchnął z ulgą, kiedy wielkie dzieło budowy katedry filadelfijskiej zostało zakończone i na uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego, w dniu 14 września zaplanowano konsekrację katedry. Jak dobry gospodarz, mógł spokojnie teraz odejść po nagrodę do Boga.

Z kazaniem na uroczystość konsekracyjną pragnął od dawna zaprosić swojego przyjaciela biskupa Kenricka. Ponieważ jednak całą budowę oddał w ręce sufragana, więc i w programie uroczystości konsekracyjnej zostawił mu możność swobodnej inicjatywy. Biskup Wood — może z podświadomej przekory — wybrał na kaznodzieję biskupa Martina Spaldinga z Louisville i sam w całej uroczystości grał pierwsze skrzypce. Biskup Neumann, mając najwięcej zasług w początkowym i najtrudniejszym etapie wznoszenia katedry — w skromnej komży, przeżywał radość, zajmując drugoplanowe miejsce.

Po uroczystościach konsekracyjnych, biskup Neumann zredagował ostatni swój list pasterski, którego zasadniczym tematem było organizowanie dalszych szkół parafialnych oraz budowa Małego Seminarium Duchownego dla młodzieży przygotowującej się do kapłaństwa. Przez powszechne wychowanie religijne w szkołach dążył do podniesienia stanu moralnego w rodzinach, aby te z kolei mogły dawać więcej dobrych kandydatów do kapłaństwa. W Małym Seminarium chciał zapewnić młodzieńcom solidną formację intelektualną i opiekę moralną w najtrudniejszym okresie przed wstąpieniem do Wyższego Seminarium. Zakomunikował wiernym radosną wiadomość o zakupieniu dużego terenu pod budowę seminarium na wzgórzu Glen Riddle. Obszernie tłumaczył wiernym doniosłość pielęgnowania powołań rodzimych, aby nie oglądać się w przyszłości za przypływem kapłanów z Europy. Okazał w tym przypadku ogromną i trafną zdolność przewidywania, gdyż z każdym rokiem liczba przybywających kapłanów z Europy malała.

Nie mając chwilowo własnego Małego Seminarium, umieścił u Ojców Benedyktynów swojego siostrzeńca Janka Bergera, który później wstąpił do redemptorystów i z wdzięczności dla swego wuja napisał pierwszy jego życiorys (1883).

Ze wspomnianego życiorysu pióra Bergera dowiadujemy się, że już w 1857 roku biskup Neumann przeczuwał bliski koniec swojego życia na ziemi. „Mój ojciec osiągnął wiek 83 lat, ale ja nie doczekam nawet pięćdziesiątki”. — „Co mówisz, kochany Wujku!?” — oponował Berger. „Pochodzisz z rodziny długowiecznych, wystarczy wspomnieć jeszcze ciotkę Agnieszkę, która żyła 73 lata...” — „A ja ci mówię, że nie doczekam pięćdziesiątki” — upierał się biskup.

Zimą 1859 roku utwierdza się w przewidywaniach, gdyż dokuczały mu wewnętrzne bóle serca i w pewnych momentach słabość ogarniała go bardzo widocznie. Tuż przed Bożym Narodzeniem składając życzenia świąteczne siostrom Franciszkankom wraz z pieniężną ofiarą, skierował do nich prośbę: „Módlcie się za pewną osobę, która bardziej jest chora niż na to wygląda”. Siostry patrząc na jego bladą twarz, nie potrzebowały wyjaśnień o jaką osobę chodzi.

Przed wigilią odwiedził redemptorystów przy kościele św. Piotra, gdzie miał odprawić Pasterkę. Poczciwy brat Krzysztof pokazał mu urządzoną przez siebie szopkę ze żłóbkiem i przy tej okazji biskup rzucił braciszkowi niespodziewane pytanie: „Jak lepiej umrzeć, nagle, czy po długiej chorobie?” — „Wydaje mi się — odparł zagadnięty — lepiej trochę pochorować i mieć czas na przygotowanie się do wieczności”. A biskup zakończył rozmowę znamiennym zdaniem: „Chrześcijanin, zwłaszcza zakonnik, powinien być zawsze gotów do tej wielkiej podróży. Osobiście wolałbym śmierć nagłą, aby w chorobie nikomu nie sprawiać kłopotu”.

Mimo tych przeczuć nie ustawał w pracy i jeszcze we wigilię kończył swoje konferencje rekolekcyjne dla alumnów Małego Seminarium. Młodych słuchaczy też uderzyło zdanie, które zapamiętali długo. Wyraził się bowiem, że „przemawia do nich chyba już ostatni raz...”
Przed Pasterką spędził wieczór wigilijny razem ze współbraćmi w klasztorze św. Piotra i trochę spowiadał w kościele. W dzień świąteczny odprawił jeszcze dwie Msze święte w kaplicy prywatnej i w katedrze.

Nowy Rok rozpoczął z nowymi planami, ale już 4 stycznia czuł się do tego stopnia źle, że gdy odwiedził go dawny sekretarz i wikariusz generalny, ksiądz Edward Sourin, jezuita, z miejsca nakłaniał biskupa, aby zgodził się na przywołanie lekarza. Ale biskup odpowiedział: „Jutro będzie mi lepiej...” — Czyżby chciał powiedzieć przez to, że jutro będzie już w niebie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz