Początek wielkiej przyjaźni

Do mieszkania księdza Bernarda 0’Reilly ktoś zapukał. Gdy gospodarz otworzył drzwi, na progu ukazała się sylwetka rozsławionego misjonarza, O. Józefa Prosta. Ks. Neumann nie znał go jeszcze, ale łamana angielszczyzna zdradzająca, że to nie amerykanin, jowialny głos przy powitaniu, swobodne i wesołe zachowanie się, pozwoliły Neumannowi odkryć u przybysza jakąś pokrewną duszę. Ksiądz Bernard zapytał O. Prosta, jak się miewają jego współbracia redemptoryści na prowincji, ale nie czekając na odpowiedź, przedstawił mu zaraz księdza Jana. Spojrzeli sobie w oczy i odtąd niewidzialna siła pociągnęła ich ku sobie. Neumann wiedziony ciekawością, zarzucał gościa niezliczoną ilością pytań, a O. Prost miał wiele do opowiadania.

Z rozmów przeciągających się długo w nocy, wyrosło u Neumanna zainteresowanie się Zgromadzeniem redemptorystów. O. Prost należał do pierwszych wychowanków seminarium założonego w Mautern w 1827 roku. W szkole św. Klemensa Dworzaka, a potem sługi Bożego, O. Passerata — przygotował się dobrze do misji zagranicznych. W latach 1832 do 1835, redemptoryści w trzech grupach przybyli do Ameryki. Ostatnią drużynę prowadził właśnie O. Prost.

Sprawując aktualnie przełożeństwo nad redemptorystami w Ameryce, O. Prost szukał nowych możliwości na założenie trwałych fundacji z zabezpieczeniem prawidłowego rozwoju wspólnot zakonnych. Na pierwszej placówce redemptorystów w lasach Green Bay, w mieszkaniu zakupionym przez biskupa Dubois za pieniądze Fundacji Leopoldyny, warunki były nie do wytrzymania.

Neumann słuchał tych zwierzeń z zapartym oddechem, interesując się każdym szczegółem, a ciekawych epizodów w wędrówkach redemptorystów było bardzo dużo. I tak na przykład, opowiadał O. Prost o niebezpiecznym rejsie przez jeziora Huron i Michigan, późną jesienią, gdy woda zaczęła zamarzać i burza zapędziła statek na wielkie zwaliska lodu. Jeden z marynarzy znający Pismo święte, tłumacząc przyczynę nieszczęśliwego położenia wszystkich pasażerów, zaczął krzyczeć, wskazując na O. Prosta i jego towarzysza O. Saenderle: „Oto są Jonasze, sprowadzający na nas nieszczęście!” I może wyrzucono by ich do zamarzającej wody, gdyby nie stanowcza interwencja jakiegoś rozsądnego lekarza.

Przyjacielskie rozmowy nie tylko związały bliżej księdza Neumanna z O. Prostem, ale zapoczątkowały w nim myśl o ewentualnym wstąpieniu do redemptorystów, tym bardziej, że utkwiły mu w pamięci słowa O. Prosta, rzucone marginalnie przy jakimś opowiadaniu, że każdemu misjonarzowi trudno jest żyć przez dłuższy czas w osamotnieniu. — Vae soli — Biada samotnemu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz